Sezon ma się ku końcowi, emocje chyba trochę opadły, może warto zastanowić się dlaczego jest jak jest. Ale najpierw chyba warto uświadomić sobie kilka faktów. Niby oczywistych, jednak mam wrażenie, że kompletnie wypieranych ze świadomości.
Na rynku przetwórczym mamy monopol, czy może raczej oligopol z jedną dominującą firmą (grupą firm?) dyktującą warunki.
Celem zakładów przetwórczych nie jest kupienie i przerobienie wszystkich jabłek , a generowanie zysku.
Na rynku jest niedobór pracowników, tych wykwalifikowanych w szczególności, dotyczy to też zakładów przetwórczych, czyli nie bardzo można liczyć na pracowników sezonowych w przetwórniach, a za trzepanie nadgodzin trzeba zapłacić i też nie za bardzo się te nadgodziny uda wymusić do rozmiarów graniczących z niewolnictwem. A utrzymanie stałej, pełnej obsady kadrowej do maksymalnych mocy produkcyjnych zakładu, może być mało opłacalne.
W takim układzie nie ma uzasadnienia zwiększanie produkcji i w efekcie obniżanie ceny koncentratu, przy jednoczesnym podnoszeniu cen skupu dopóki dostawy surowca są na wystarczającym poziomie.
Skoro sadownicy dostarczają jabłko w cenie ledwo pokrywającej koszt zbioru to znaczy, że ta cena jest dla nich satysfakcjonująca. Dodatkowo utrzymuje środownisko sadownicze w wygodnym dla przetwórców stanie upodlenia i żebrania o kupienie jabłka przemysłowego.
Najskuteczniejszym sposobem na zwiększenie dostaw są okresowe obniżki cen.
Przy cenach zapewniających opłacalność produkcji, sadownicy zaczynają kombinować, teraz może przetrzymać , poczekać aż zdrożeje. Zaczynają podnosić głowy, oczekiwać, że ich zdanie będzie się liczyć, buńczucznie pokrzykiwać "Teraz to my "rządzimy".