jerzy45... Popieram !... Polskie sadownictwo zaczęło być wielkie, kiedy Profesor Pieniążek wraz ze współpracownikami wprowadził do sadów murawę... Często koszona murawa wśród wielu różnych funkcji, pozwoliła również na rezygnację z hodowli zwierząt w gospodarstwach sadowniczych, bo to ona a nie zwierzęta, dostarczała drzewom próchnicy... Sadownik dzięki temu mógł zająć się tylko sadem a ze zwierząt gospodarskich po podwórku mógł kręcić się już tylko tylko pies i kot... A to, do czego próbuje się namówić sadowników obecnie, to " ciągnięcie dwóch srok za ogon "... Powiem więcej... Znam kilku sadowników, którzy weszli do grupy i którzy bardzo chwalą sobie to, że z głowy zszedł im również handel... Nie sądzę, aby w czasie, który dzięki temu odzyskali, chcieli stanąć przy tłoczni czy kotle... Myślę że nasi politycy , również ci, którzy kierują rolnictwem, nie mogą zrozumieć, że czasy, kiedy na chodniku siedziała baba i oferowała wiejski ser a sadownik swoje jabłka, dawno minęły... Co oczywiście wcale nie oznacza, że różne takie rzeczy nie mogą mieć już wcale miejsca, choćby w gospodarstwach agroturystycznych... Możliwość prowadzenia tego typu działalności powinna być, ale w skali makro nie rozwiąże to opłacalności czy nieopłacalności rolnictwa i sadownictwa... I wystarczyło by / moim zdaniem / żeby sadownik, który chciałby jeszcze coś poza produkcją owoców robić, zajął się pszczelarstwem... Pozdrawiam !