Bardzo chciałbym aby tak było. Jesteśmy jednak zbyt daleko od "Świata". Wisienki na torcie i tak zje kto inny. Nawet jak cena koncetratu wzrośnie, to i tak tego żaden sadownik nie zobaczy, ostrożnie - uzasadniając to globalnym wzrostem zapotrzebowania będą "cykać po dwa trzy grosze na cenie do góry. Sprzedać przemysł musimy, bądź chcemy - żeby było czysto w sadzie. ONI nas "uratują" w kwestii posprzątania sadu. Nie mam osobistych emocji w tym temacie, bo zlikwidowałem jabłonie trzy lata temu - teraz już się tylko przyglądam. Można wtedy realnie spojrzeć na cały rynek, choć nie powiem, że chęć przywalenia "tym złym" pozostaje. Żeby być ważnym graczem w tej "grze", trzebaby posiadać własne zakłady przetwórcze, moce przerobowe i przechowalnicze. To wszystko sprzedaliśmy. Nie chcę mówić kto, bo to nieistotne w tej chwili. W takiej idealnej rzeczywistości to sadownicy mieliby moce i decydowali o losach ceny przemysłu, koncentratu, mądry zarząd odkładałby na jakimś fuduszu środki na trudniejsze lata klęski urodzaju, żeby trochę pomóc producentom. Naprawdę nie potrzeba protestów i strajków. Potrzeba mądrości ... tylko trochę wcześniej. Świat jest niestety inny. Cwaniactwo i chciwość - nie nas sadowników - ale ludzi, którzy wiedzieli jak zagrać z rynkiem, którego jesteśmy uczestnikami - bez względu na sumienie - zrobiła to co mamy. Bóg handlowców i złodziei jest jeden - to cytat z amerykańskiego szkolenia, w którym uczestniczyłem w latach dziewięćdziesiątych. Powoli się z nim zgadzam. Kiedyś to nawet złodziej był bardziej uczciwy.