Niektórzy sadownicy wpadli w panikę i starają się za wszelką cenę sprzedać jabłka przed zimą, by uniknąć kosztów ich przechowywania. Ceny są tak niskie, że trudno pokryć koszty zbioru.
Takiej niepewności na rynku owoców jeszcze nigdy nie było - twierdzi Paweł Pączka, prezes Grupy Producentów Owoców Galster w Wierzchucicach (pow. bydgoski), który przyznaje, że właściciele sadów od co najmniej kilku lat dostają za jabłka najwyżej jedną trzecią ceny widocznej na sklepowych półkach. - Jabłka od dawna są „zaczarowane”, bo nawet producenci działający w grupach nie mają wpływu na ceny. Jednak tym razem nałożyło się kilka problemów.
Pierwszy z nich dotyczy bardzo niskich cen oferowanych sadownikom przez klientów hurtowych. - Za kilogram jabłek deserowych odbiorcy płacą ok. 80 groszy (w hurcie), za kilogram przemysłowych 35 groszy - mówi prezes wierzchucińskiej grupy.
- Ceny są fatalne - uważa Piotr Grochowalski, sadownik z miejscowości Zduny (pow. brodnicki). - A nad naszymi sadami jabłoniowymi przeszło gradobicie i mniej więcej połowa tych owoców będzie nadawała się tylko do przemysłu.
Piotr Grochowalski dodaje, że jabłka będą chcieli sprzedać jak najszybciej, by uniknąć kosztów przechowywania.
Rosnące koszty przechowywania to kolejny poważny problem sadowników. - Energia elektryczna jest tak droga, że nasza grupa zamierza włączyć chłodnie jak najpóźniej i jak najszybciej je wyłączyć - dodaje Paweł Pączka. - Obliczyliśmy, że przechowanie kilograma jabłek to co najmniej 50 groszy za sam prąd, a biorąc pod uwagę także ubytki związane z przechowywaniem, to wiosną sadownicy powinni dostawać co najmniej 2 złote za kilogram. Nie ma pewności, że odbiorcy tyle zechcą zapłacić, więc niektórzy sadownicy sprzedają nawet za grosze.
- Sadownicy wpadli w panikę, ponieważ boją się, że na przechowywaniu jeszcze stracą - twierdzi Mirosław Maliszewski prezes Związku Sadowników RP, który o problemach branży rozmawiał 21 września z Henrykiem Kowalczykiem, wicepremierem i ministrem rolnictwa.
Jego zdaniem sadownicy potrzebują rekompensat za wycofanie owoców z rynku (z przeznaczeniem na cele charytatywne). - Domagamy się także wpływu na przemysł przetwórczy, który dyktuje ceny - dodał Maliszewski. - I udrożnienia systemu wydawania wiz dla pracowników np. z Nepalu czy Uzbekistanu, bo brakuje nam rąk do pracy.
Sadownicy mają również bardzo duży problem z brakiem pracowników i z rosnącymi nawozów, środków ochrony roślin i kosztami kredytów.
- źródło: pomorska.pl / Czytaj całość pomorska.p >>>
Najnowsze komentarze