Jak informuje echodnia.eu sandomierscy sadownicy biją na alarm:
”Będzie nadmiar jabłek, będą niskie ceny. Program wycofania jabłek nie wystarczy”.
Pięknie kwitnące sady to jedyna łyżka miodu w tej coraz większej beczce dziegciu. Sadowników z Sandomierszczyzny ten widok bardziej martwi, niż napawa optymizmem. Zapowiadają się bogate zbiory, a nadal w chłodniach zalegają owoce z ubiegłego sezonu.
Program wycofania jabłek z rynku przynosi pierwszy skutek. Jabłka mają zbyt:
Jak informuje Marian Guz, prezes zakładu Sambor w Samborcu, proces przyjmowania jabłek w ramach tego działania postępuje tu sprawnie. Na terenie są pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno - Spożywczych, którzy na bieżąco wykonują formalności.
Na początku zainteresowanie tym działaniem było bardzo duże, co spowodowało, że zwiększył się popyt na jabłko konsumpcyjne. Więc i sadownicy zaczęli sprzedawać owoce poza programem. Trzeba przyznać więc, że ta pomoc przyniosła oczekiwany skutek. Większość sadowników, którzy teraz zgłaszają się do nas, to producenci ze Świętokrzyskiego, od nich jabłka odbieramy bezpłatnie, na terenie województwa dysponujemy własnym transportem. Ale mamy też klientów spoza regionu, którzy przywożą do nas owoce - wyjaśnił prezes Marian Guz.
Ceny za jabłka, jakie uzyskują sadownicy w ramach działania, nie schodzą poniżej 60 groszy za kilogram, o co wnosiło Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Do każdego kilograma dopłacane jest 30 groszy.
Sami sadownicy podkreślają, że działanie rządu zostało wprowadzone późno, bo o pomoc apelowali od jesieni, kiedy już wiedzieli, że jabłek nie będą mieli gdzie sprzedać i przez kilka miesięcy mieli bardzo duże kłopoty ze sprzedażą, gdyż brakowało kupujących. Teraz obserwując bogato kwitnące sady tylko się martwią, bo poza działaniem jednorazowym nie ma dla nich innej oferty.
Nadmiar jabłek to znów niepewność, czy za swoją pracę otrzymamy godziwą zapłatę. Zwłaszcza, że masa jabłek z poprzedniego sezonu zalega w chłodniach. Do tego ogromny wzrost kosztów produkcji rok do roku. Wzrosty cen oleju napędowego, kosmicznie drogie nawozy. Część producentów w ogóle nie wysypała w tym roku. Zwyczajnie nie stać ich na to. Część gospodarstw sadowniczych już idzie do likwidacji, inne sady nie zostały nawet obcięte i stoją zostawione. Ze względu na wzrost cen środków ochrony roślin wielu moich znajomych zapowiedziało, że nie będzie wstanie wyprodukować owoców wysokiej jakości. Pomoc rządu jest absolutnie niewystarczająca. Działania ogólnie bym to nazwał pozorowane. Stąd desperacja sadowników i niestety brak jakiegokolwiek pozytywnego myślenia na przyszłość - podkreśla Tomasz Piskor, sadownik z gminy Łoniów.
Zainteresowanie wycofaniem jabłek z rynku zbyt małe
Miałem nadzieję, że z działania będzie korzystało więcej sadowników, zwłaszcza ze Świętokrzyskiego. A tymczasem okazuje się, że większe zainteresowanie jest ze strony rolników spoza województwa. Na pewno już zwiększył się popyt, jest zainteresowanie eksportem. Pamiętajmy, że wciąż w chłodniach zalega 500 tysięcy ton. Zachęcam, by sprzedać te jabłka, by korzystać z pomocy, by nie trzymać zapasów, bo wszystko wskazuje na to, że ten rok również będzie bogaty w plon. To jest pomoc doraźna, my musimy pracować nad rozwiązaniami systemowymi - podsumowuje poseł Marek Kwitek, członek sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
- źródło: echodnia.eu
Najnowsze komentarze